axolotl axolotl
1074
BLOG

Tradycyjna argumentacja argumentem z tradycji

axolotl axolotl Polityka Obserwuj notkę 20

Argumentum ad traditio to jest klawe argumentum. Jak w Anatewce trzyma nas tradycja w kupie, chociaż to już kupa nie syjonistyczna lecz iście chrześcijańska, ba katolicka, gdzie spoiwem najsilniejszym, najdonioślejszym i najbardziej spoistym jest oto instytucja małżeństwa. Tatko, mamusia plus czerada roześmiana. Plus pies. Bez tego spoiwa świat nam się rozjedzie niczym Igor Janke na barykadzie (co to nadal chyba nie wie, w którym zespole ma kopać) i skończy się cywilizacja białego człowieka w sposób jeszcze bardziej skończony niż elekcja czarnucha na prezydenta USA.

Dlatego kiedy się siły wraże zamachują na małżeństwo, wdaje się gromadnie siła tradycji w spór, grzmiąc owym argumentum ad traditio. I tak na ten przykład Domagalski twierdzi, że ustawa o związkach partnerskich byłaby bez sensu, bo raz że legalizowałaby coś co nie jest zdelegalizowane, a dwa że doprowadziłaby do deprecjacji małżeństwa. Pierwsza z tych światłych konstatacji to zaprawdę perełka - z równą lekkością można powiedzieć, że generalnie całe to prawo o kant temidy (tak, ten kant) można roztrzaskać, bo przecież skoro coś nie jest zakazane po cóż tworzyć dla tego ramy prawne - hulaj dusza, paragrafu nie ma, prawnicy idą z torbami, a Bakunin czy inny punk idą z Domagalskim na wino. Drugi argument, a więc rzeczone argumentum ad traditio najładniej rozwinął Zaremba. Ustawiając się w kontrze to Pacewicza (co jest swoją drogą przesłodką prawidłowością w drużynie pierścienia, od Ziemkiewicza w prawo) stwierdza rzeczony, że on się w odróznieniu od tego urwipołcia sprzeciwia patologiom. A taką patologią jest między innymi lenistwo. Z lenistwa bieże się natomiast zło wszelkie. Czy państwo zachęcające do małżeństwa na próbę jest naturalne zapyta dramatycznie Zaremba i zaraz sobie odpowie, że nie jest. Zaremba wie bowiem co to jest państwo naturalne, w odróżnieniu na przykład od państwa sztucznego, których tyle przecież ostatnio.

Wszystkie te erupcje, wliczając Terlikowskiego i innych ludzi natury, opierają się w pierwszej kolejności na zestawieniu małżeństwa z konkubinatem. To trochę tak jakby uznać, że legalizacja marihuany będzie sztychem w gardło tradycyjnemu chlaniu wódy. No ok, wiem, narkotyki w odróznieniu od konkubinatów nie są nielegalny, ale raz że mechanizm w zasadzie ten sam, to jeszcze temat narkotyków jest na tyle wdzięczny, że przyjdzie nam jeszcze niżej do niego wrócić. Ale może inaczej - to tak jakby zarejestrowanie przez państwo jakiegoś związku wyznaniowego było działenim wymierzonym w wiarę katolicką. Tę samą, która zdaniem Terlikowskiego, ma obligować każdego katolika do niegłosowania na Tuska, co to zapowiedział, że związkom parnerskim należy się uregulowanie prawne. Skądinąd Tusk nie ma się co martwić tą zacną czystością światopoglądową, skoro jak uczy gromadnepoparcieudzielone przez Polaków mordowaniu embrionków, katolików mamy w Polsce co najwyżej 18%. O-siem-naś-cie procent, o jejuśku - jęknął z kanapy Marek Jurek, równie czysty światopoglądowo zdrajca i agent.

Ale wracając do zgubionego wątku. Otóż opozycja małżeństwo - związki partnerskie jest chybiona z tego powodu, że prawnie regulowane związki partnerskie stoją w opozycji dla nieformalnych konkubinatów a nie do małżeństwa. Małżeństwo to kulturowy fetysz, zaopatrzony w ostrze tabu, które z czasem jednak przerdzewiało do tego stopnia, że nawet na Malcie mają wprowadzić rozwody. Ale małżeństwo kusi swoim rytualnym powabem, a presja społeczna siedząc na niedzielnej herbatce mruga wymownie, że synku, po tylu latach związku, to by jednak wypadało. Bo małżeństwo jako instytucja, w społecznym odbiorze istnieje nie tyle jako treść, ale treścią jest jej forma. Zresztą zgodną wolą stron małżeństwo rozwiązać można błyskawicznie, jakkolwiek parę złotych trzeba jednak wyłożyć i przejść się do sądu (który też został haniebnie pozbawiony obligu prowadzenia posiedzenia "mediacyjnego"). Związek partnerski będzie potrzebny tylko tym ludziom, którym forma lata koło ogona, a interesują ich wyłącznie prawne konsekwencje małżeństwa. Ci ludzie teraz idą do USC, spisują papierek i idą do domu, w głębokim poważaniu mając transcendentne znaczenia instytucji małżeństwa. Są też jednak tacy, którym w ogóle po drodze z kocią łapą, bo po co się przemęczać i dopiero ci, kiedy zdarzy się nieszczęście mają problem. Dla nich opcja kontraktu jest idealna.

Inna rzecz, że już samo małżeństwo jest w coraz większej mierze kontraktowe. Umowy majątkowe małżeńskie spisywane przed lub w trakcie małżeństwa, rozdzielność ustalana sądownie, to już w wielu kręgach standard, a trwałość... no błagam. Zgodną wolą stron można małżeństwo rozwiązać na jednym posiedzeniu w sądzie. Przy braku woli stron, owa trudność w rozwiązaniu małżeństwa, nad którą tak się rozpływa Zaremba, to rodzinna gehenna, walki, nieszczęścia i okładanie się wyrzutami sumienia.

A co ze starą babą, którą można wyrzucić z domu? Wyrzucić można babę ze związku nieformalnego. W związku partnerskim, zgodnie z projektem ustawy, majątek nabywany w trakcie małżeństwa jest wspólny. Jedyną istotną różnicą jest brak obowiązku alimentacyjnego wobec małżonka. Ale obecnie ten istnieje w zasadzie tylko w przypadku, gdy małżonek pozostał w niedostatku.  Poza tym, obowiązki alimentacyjne związane z dziećmi (w tym wobec matki w okresie przed i po porodzie) istnieją całkowicie niezależnie od tego czy mieliśmy małżeństwo, partnerstwo czy kocią łapę - w takim samym stopniu. I jeszcze raz - mając alternatywę: nieformalny konkubinat a formalne partnerstwo - co jest korzystniejsze dla starej baby?

Związek partnerski nie jest małżeństwem na próbę w większym stopniu niż małżeństwem na próbę jest samo małżeństwo. Trwałość małżeństwa, wobec kapitaulacji rozwodowego tabu również nie jest większa niż związku partnerskiego, który przecież sformułowany został w taki sposób, by rodzić skutki majątkowe dopiero po roku - kładąc w ten sposób nacisk na nieprzypadkowość takiego kontraktu. Osoby związane rozwodowym tabu, to i tak ludzie, którzy związki partnerskie obejdą szerokim łukiem Gdzie zatem zagrożenie?

A, no tak, geje. Zasadą ludzi natury jest uznawanie, że związki homoseksualistów, jakkolwiek grzeszne, mogą istnieć. Skoro istnieją, a nie zmierzają do małżeństwa, to dlaczego nie zagwarantować im w związku z tym ochrony majątkowej? Zdaniem Domagalskiego jednopłciowość zalegalizowanych związków doprowadzi do rozmycia instutucji małżeństwa oraz że to inaczej nazwane małżeństwo. Bzdura. To związek, dotychczas nieformalny, któremu nadano formę prawną, dokładnie tak, jak przysposobienie jest legalizacją statusu dziecka wychowywanego przez małżeństwo niebędące jego biologicznymi rodzicami. To też wbrew naturze? Albo testament - czy to nie jest zhańbienie idei ojcowizny, skoro można wszystko zapisać kochance, a dzieciom należą się tylko ochłapy zachowkowe?

To jednak nie jedyna patologia, na którą się natknął Zaremba, to legalizacja narkotyków. Otóż narkotyki są, zdaniem Zaremby nieporównywalne z alkoholem, gdyż uwaga: przeciętny człowiek wie, czym się różni kieliszek wódy od extasy. Argumentem przemawiającym za wyższością alkoholu nad narkotykami jest otóż usus. Nie wiem jak z argumentami przemawiającymi za kamienowaniem cudzołożnic, albo cezusami wyborczymi. Znów więc mamy humorystyczny argument ad traditio. Ale skoro z tym nam nie idzie, spróbujmy argumentum ad absurdum, w którym umysły gibkie niczym jezioro łabędzie czują się jak puszka po piwie w szuwarach. Twierdzi więc Zaremba, że wskutek tej rewolucji narkotycznej babcia Pacewicza, zamiast poić jałowcówką będzie mu wstrzykiwała brown sugar (który notabene zasadniczo się pali). Ciągnąc ten błysk myślowy w odpowiednich proporcjach, przyznać trzeba, że sam Zaremba musiał mieć wesołe dzieciństwo. "Choć Piotrusiu, wołała babcia, mam dla ciebie pyszniutki Balsam Kanaański. Wiem, że słabizna, Psiakrew dostaniesz po obiadku."

axolotl
O mnie axolotl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka